Z kolei Zachód może nam pozazdrościć żubrówki, białego barszczu, tatara. Może nam też współczuć mdłej debaty, która do dziś odbija mi się czkawką. Pewnie dlatego, że w tym pierwszym przypadku, biorą się za to ludzie, którzy mają o tym jakiekolwiek pojęcie, a w drugim - politycy. W niedzielę widzieliśmy zestresowanego, mylącego się Sławomira Nowaka i jego partyjną koleżankę - Joannę Muchę, której nogi, ich kształt i ułożenie, przykuwały uwagę podczas debaty znacznie bardziej niż… Cokolwiek.
Miało być w iście Amerykańskim stylu - dwaj poważni, groźni kandydaci. Pojedynek na słowa, złośliwości, starcie gigantów - bierzemy w końcu przykład ze Stanów Zjednoczonych, świętujemy demokrację.
Jednak godzinna wymiana uprzejmości między Sikorskim, a Komorowskim, to godzina wyjęta z życia. W poprzedniej kadencji podobnie traciłem czas jedynie na konferencjach Samoobrony, partii - podobnie jak RPL (kombinowanie z literami wskazane) słusznie minionej.
Polityka jest na czasie - szczególnie w niedzielę, dzień "plaży" lub "ogórków". W ten dzień, kiedy ludzie na ogół odpoczywają, dziennikarze mają problemy ze znalezieniem tematów, którymi zapełnić dziennik radiowy lub telewizyjny.
Platforma była więc pewna co do jednego - temat się sprzeda. I sprzedał. Zwłaszcza, że sprawę skutecznie nakręcano od kilku dni, zastanawiając się czy do starcia w ogóle dojdzie, jak ma wyglądać etc.
Na niedzielnej debacie były wszystkie polskie telewizje, rozgłośnie i agencje informacyjne. Dużo tego było. Na palcach jednej ręki można policzyć natomiast reporterów, którzy wychodząc z Biblioteki warszawskiego Uniwerku (lub w trakcie debaty) mieli jeszcze siłę na cokolwiek.
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Ci, którzy jej nie śledzili (szczęściarze!) kilka pytań, które usłyszeli, a wcześniej przeczytali, kandydaci na kandydata: "Czy zamierza Pan współpracować z rządem, kto będzie latać samolotem?"; "Jakie są Pana poglądy ws. In vitro?"; "Kto będzie szefem Pana kancelarii i czy zmieni Pan żyrandole?". Żadna nowość. Opinie obu w tych kwestiach znane są od dawna.
Te pytania wybrano, z prawie półtora tysiąca, które nadesłali internauci. Pewnie wśród nich były także takie o aborcję, krzyże, służbę zdrowie, bezrobocie, czy nawet zabijanie dzikich zwierząt (Komorowski jest myśliwym). Te pytania jednak selekcji nie przeszły.
Mieliśmy więc wyreżyserowane, kiepskie show, ze średnimi aktorami i słabą akcją. Element wyborczej kampanii. Na szczęście jutro będzie po wszystkim, bo jutro mają być znane wyniki tego plebiscytu. A miało być w iście Amerykańskim stylu.
…iście.