fot. pixabay.com
Ograniczenie sprzedaży niezdrowych produktów żywnościowych było głównym celem Ministerstwa Zdrowia, które przygotowało ustawę. Nowe przepisy weszły w życie wraz z początkiem września. Za ich nieprzestrzeganie grozi grzywna, a za kontrolę odpowiedzialna jest inspekcja sanitarna.
Chodziło o to, by młodzi ludzie między lekcjami nie zajadali się chipsami, batonami i nie pili słodkich, kalorycznych napojów. Okazało się jednak, że część sklepików szkolnych nie poradziła sobie z wyzwaniem.
Od września punkt taki przestał funkcjonować w Szkole Podstawowej Nr 5 w Biłgoraju. Już w trakcie rozpoczęcia nowego roku szkolnego dyrektor Teresa Bogdanowicz poinformowała o tym fakcie żaków. Zaznaczyła też, że nie będzie możliwości korzystania ze sklepów spożywczych usytuowanych w pobliżu placówki. Młodym ludziom pozostało jedynie przynoszenie ze sobą kanapek, zrobionych w domu.
Sklepik zniknął także z terenu Miejskiego Zespołu Szkół w Biłgoraju, ale jak podkreśla dyrektor Jan Majewski jedynie tymczasowo. - Czekamy na rozporządzenie ministra, który określi dokładną listę produktów, jakie będą mogły być dostępne w sklepiku szklonym. Oczywiście wiadomo, że nie będzie można sprzedawać produktów ogólnie uważanych za niezdrową żywność. Ale o ile co do owoców nie mamy wątpliwości, o tyle nie wiemy, co np. z jogurtami - wyjaśnia dyrektor Majewski.
- Nie chcemy popełnić błędu, dlatego na razie czekamy z uruchomieniem sklepiku - dodaje.
W podobnym tonie wypowiada się dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 Marian Kurzyna. W rozmowie naszym portalem podkreśla, że mimo, iż sklepik w bieżącym roku szkolnym nie zdążył jeszcze wystartować nie ma planów całkowitego zamknięcia.
- Nowe przepisy są na razie bardzo ogólne. Musimy zdobyć pełniejszą wiedzę, bo nie chodzi tylko o produkty sprzedawane w sklepiku, ale też o nowe menu na stołówce szkolnej. Chcemy, by sklepik w dalszym ciągu funkcjonował - mówi dyrektor.
Na wprowadzenie zmian szkoły mają 3 miesiące. Z tego faktu korzysta Zespół Szkół Ogólnokształcących. Dotychczas na terenie placówki funkcjonowały dwa sklepiki, od września działa jeden.
- Nie mamy tego co chce młodzież jak np. drożdżówek. Nie mamy też owoców, bo niestety są to produkty delikatne i szybko się psują. Ostrożnie podchodzimy do zamówień - wyjaśnia wicedyrektor ZSO Jerzy Mazurek. Zaznacza też, że młodzież bardzo krytycznie wypowiada się na temat nowych przepisów, także dlatego, że ceny własnoręcznie robionych kanapek w sklepiku znacznie wzrosły. Podyktowane jest to koniecznością używania wskazanych przez Ministerstwo produktów jak np. ciemne pieczywo.
- Sprzedawaliśmy dotychczas ok. 200 kanapek, teraz liczba ta spadła o połowę. Zobaczymy jak to będzie funkcjonować. Nie ukrywam, że jest to uciążliwe - podkreśla dyrektor Mazurek.